czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 11

Siedzę, tak właściwie to leże na spalskim, niewygodnym i skrzypiącym łóżku rozmyślając nad swym życiem. Rozmyślając nad dalszym losem Nikoli Nowakowskiej. Czy pan wspaniały będzie ją ponownie gnębił, czy po kilku latach zmienił sie i da tej jakże cudownej, inteligentnej i nieziemsko pięknej dziewczynie spokój? Moje rozmyslenia przerwał św Mikołaj wchodzący do pokoju przez okno. Leżałam dalej... CHWILA! Święty Mikołaj włażący przez okno i to w dodatku w lato?! Zerwałam się z łóżka i otworzyłam okno.
-Hoł,hoł,hoł dziewczynko, czy byłaś grzeczna?-rozpoznałam głos Kłosa, udawałam jednak że jestem aż tak głupia i tego nie zauważyłam.
-Mikołaj! Jej będą prezenty!-zaczęłam skakać w miejscu niczym małe dziecko.
-Rozkoszne dziecie! Rozkoszne!
-Byłam grzeczna, bardzo grzeczna. Sprzątałam, zasadziłam kwiatki w ogródku...- zaczęłam opowiadać historie swego życia.
-Czekaj czekaj dziecino, starczy mi tych wiadomości. Oto twój prezent!- podał mi kłos, chodzi mi o tego co w polu rośnie i pluszaka wrone. Wybuchnęłam śmiechem. Nagle do pokoju wszedł drugi mikołaj (jak mniemam Andrzej). Spojrzał na Mikołaja Karola i zaczął się drzeć.
-Ty czerwona szujo! Przebrałeś się za mnie!
-Nie ty niedorobiony elfie! To ty przebrałeś się za mnie!- i tak się zaczęli kłócić. Przysłuchiwałam się. Sporo czasu zajęło im dojście do rozejmu, otóż okazało się że są braćmi bliźniakami. Sama nie wiem czy się śmiać czy płakać...
-Masz zacna dziewojo jeszcze bardziej zacny prezent!- Andrzej przebrany za starego dziadka podał mi pióro wrony i pluszaka kłosa. 
-Spełniliście moje największe marzenie! Zawsze chciałam takie... coś.- próbowałam nie wybuchnąć śmiechem, do pokoju wbił Winiar i zaczął śpiewać Last Christmas. Zrobiłam wielkie oczy.
-Co wy ćpaliście i dlaczego się nie podzieliliście?
-Masz- rzucił mi opakowanie żelków.
-To niby od tych słodkich, pysznych misiów?- zaśmiałam się. 
-A co?! Nie wierzysz tym oczom?!- Winiar na mnie spojrzał. 
-Dobra,dobra poddaje się. 
Z pod kłosowego łóżka wyczołgał się Bartek, z szafy wyskoczył Igła, spod łóżka wrony wyszedł Zati, a z łazienki wyskoczył Zagumny. Stanęli obok siebie jak ninja i wyciągnęli z kieszeni nosy reniferów. Zaczęli tańczyć do akompaniamentu Michała. 
-What the Fuck?!- krzyknęłam. Przyszedł trener. Myślałam, że na nich nakrzyczy czy coś, ale nie! On stanął obok i się dołączył. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. 
-I wszyscy łapki w góre!- wydarł się Zatorski i zdjął koszulkę.
-Zati opanuj swój popęd seksualny!- wydarł się na cały głos Bartek.
-No co ty ode mnie chcesz gościu?! To już koszulki nie można zdjąć jak komuś jest gorąco?! Toż to szczyt chamstwa!- wydarł się Paweł, Bartek aż stanął ze zdziwienia i patrzył na niego.
-Co się tak gapisz?! Myślisz, że jak jestem najniższy to nie potrafię krzyknąć?! Co to to, to nie mój drogi! Jestem wspaniały w darciu mordy. Odziedziczyłem to po tatusiu. Często jak wchodziłem na drzewo to na mnie wrzeszczał, aż w końcu tak mnie przestraszył, że złamałem nogę...- Paweł wygłosił swoją historie. Siatkarze już nie mogli wytrzymać i zaczęli tarzać się ze śmiechu. Zastanawiam się, jak oni się na tej podłodze zmieścili ale pomińmy ten fakt.
-Święty Mikołaj nie istnieje!!!- krzyknął Zagumny na cały głos.
-Jak to nie istnieje!? Co roku przynosi mi prezenty! I raz to nawet osobiście go spotkałem! Przyszedł do mnie do domku i usiadłem mu na kolanach! Mam nawet zdjęcie, pokaże wam później.- Zati zaczął się ekscytować.
-Stanął ci już?- rzekł Winiar.
-Pff, o co ci chodzi człowieku... - Zati chlipnął i wyszedł z pokoju. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie zdezorientowani i zaczęliśmy się śmiać. Nie mogliśmy się opanować. Po chwili jednak się ogarnęliśmy i siatkarze sobie poszli zostawiając mnie samą. Sprawdziłam godzinę. Była 11:10 czyli za 10 minut trening. Wzięłam torbę z aparatem i ruszyłam na hale. Usiadłam na krzesełku i czekałam aż te mamuty przyjdą. 
-Zobacz sam jak gumisie skaczą tam i siam, bo gumisi każdy świat już zna. Gumiś to fajny jest miś!!- na sale wbiegł Winiar skacząc i śpiewając. Chyba na serio za dużo zjadł tych żelków. Po nim przyszła reszta siatkarzy i trening się rozpoczął. Łaziłam pomiędzy nimi z aparatem. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. Kogo? Oczywiście, że Muzaja. Niech się ten palant odczepi... Ale są plusy. Odkąd się dowiedział, że ja to ja, nie miałam z nim do czynienia. Co prawda to dwie godziny, ale trzeba się cieszyć. Po trzech ciężkich godzinach trening się skończył. Chłopaki usiedli zmęczeni na boisku. Wyglądali jak męczennicy.
-Pamiętajcie, że jeszcze dzisiaj bieganie was czeka.- powiedziałam pełna optymizmu. 
-Pff na pewno jestem szybszy od ciebie.- przechwalał się Kłos.
-Masz dłuższe nogi inteligentny ludziu. 
-To trzeba było urosnąć krasnalu.
-Wyobraź sobie dziewczynę twojego wzrostu. Brałbyś?- uniosłam jedną brew do góry.
-Dobra wygrałaś... - westchnął a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Po chwili każdy zaczął iść w stronę szatni. Każdy oprócz Maćka. Podszedł do mnie i zaczął mówić...

                                                        **************************
Jest i rozdział 11 :) Trochę bez sensu, ale co tam. Krótki, wiem, ale chciałam coś dzisiaj dodać. Przepraszam za wszystkie błędy :p Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jak myślicie, co chciał Maciek od Nikoli?
Pozdrawiam kochani i Wesołych Świąt! :* 

                                                        

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 10

Wchodzimy do naszego pokoju razem z Andrzejem, a tam bum! Praktycznie cała reprezentacja. Spojrzałam na nich zdezorientowana.
-Spoko, spoko. Zapomniałem ci powiedzieć. Mamy największy pokój więc nasze spotkania rekreacyjne odbywają się właśnie u nas.- rzekł uśmiechnięty Kłos. Sama mimowolnie też się uśmiechnęłam.
-A co masz na myśli mówiąc „spotkania rekreacyjne”?- podniosłam jedną brew do góry.
-A no wiesz: granie w butelkę, gadanie. Dzisiaj to takie szczególne spotkanie bo dołączy do nas jeszcze jedna siatkarska dusza. Pewnie znasz. Takie ciasteczko, że tylko schrupać na kolacyjkę.
-Jesteś Bi?
-Coo?! Oczywiście, że nie! Jeju jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć?- zaśmiałam się, a siatkarze razem ze mną.
-Dobra więc kogo miałeś na myśli?- byłam strasznie ciekawa. No bo w końcu im więcej bratnich dusz tym lepiej. No ale znowu to w cale nie musi być moja bratnia dusza tylko jakiś debil czy coś.
- Maciek Muzaj we własnej osobie.- odpowiedział, a ja zastygłam w bezruchu. Każdy tylko nie Muzaj! Boże ja tego nie przeżyje…
-Aha… Rozumiem, że on tu zaraz wbije, tak?
-No jasne! Mówię ci! Świetny jest!- ekscytował się jak małe dziecko, w końcu gra z nim razem w Bełchatowie.
-Nie wątpię… To ja wam nie przeszkadzam, idę do domu.- już chciałam wyjść, ale do pokoju wbił pan wielce doskonały. Spojrzałam na niego, prawie w ogóle się nie zmienił. Lustrował mnie wzrokiem. Na szczęście nie wiedział kim jestem. Dzięki Bogu!
-Cześć! Maciek Muzaj jestem.- podał mi rękę. Prychnęłam i usiadłam obok Bartka na podłodze. Stwierdziłam, że nie ma po co iść do domu. Maciuś się speszył, normalnie jak nie on! Cofnął rękę i przywitał się z resztą. Byłam cholernie ciekawa czy kiedykolwiek mnie pozna… Jeśli tak, popełnię samobójstwo! W cale nie żartuję.
-No to jak, gramy w butelkę?- zapytał Andrzej. Jak widać humor mu powrócił. Zgodziliśmy się i zaczęliśmy grać. Jako, że król Maciuś I dotarł do nas ostatni, dostał przywilej rozpoczęcia zabawy. Wypadło na mnie. Szlag…
-Pytanie czy zadanie?- zapytał patrząc mi prosto w oczy. Serce zabiło mi mocniej, miał takie cudne oczy… Ogarnęłam się szybko i powiedziałam, że wolę pytanie.
-Czemu nie podałaś mi ręki na przywitanie?- nadal patrzył mi w oczy.
-Ponieważ nie zadaję się z chamami.- siatkarze zrobili charakterystyczne „uuuu”, a Maćkowi mina zbledła.
-Przecież my się nawet nie znamy, nie wiesz jaki jestem….- kontynuował.
-Znam cie wystarczająco dobrze Muzaj.- prychnęłam i zakręciłam butelką. Graliśmy do 1:00 nad ranem, a potem każdy poszedł do swoich pokoi. Z Maćkiem już nie gadałam. W głębi duszy cieszyłam się strasznie, że mnie nie poznał, bo oznaczało to, że naprawdę się zmieniłam… i to na lepsze.
Wstaliśmy rano wszyscy obudzeni budzikiem Andrzeja. Kłos zaczął się na niego drzeć, a ja śmiać. Zajęłam pierwsza łazienkę, a potem nie czekając na moich kompanów poszłam na śniadanie. Większość już była. Wzięłam sałatkę i usiadłam na swoim miejscu przy ich stoliku. Maciek usiadł obok. Do moich nozdrzy dotarł śliczny zapach jego perfum.
-Cześć wszystkim!- powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko. Próbował nawiązać jakiś kontakt, ale mu to za bardzo nie wychodziło. Jednym słowem: olewałam go.
-O której macie trening?- zapytałam Bartka.
-O 11:20 na sali, a o 19:00 będziemy biegać.- rzekł pełen bólu, zaczęłam się śmiać.
-Bieganie jest fajne. Czujesz ten wiatr we włosach i w ogóle.
-Pff to idź sobie pojeździj na motorze czy coś.
-Spokojnie, jeździłam.- gdy zjadłam ruszyłam w stronę wyjścia, a Maciek pobiegł za mną.
-Mam takie dziwne wrażenie… Jakby gdzieś cie już widział.- powiedział patrząc na mnie.
-Pewnie na jakimś meczu, nie wiem czy wiesz, ale jestem fotografem.
-Nie, nie na meczu… Nie chodziliśmy może razem do szkoły? Do liceum w Warszawie?- zastygłam, serce zaczęło mi mocniej walić, nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Co cie to w ogóle obchodzi?- zaczęłam iść szybciej.
-Proszę powiedz, co ci szkodzi?
-Ok, sam chciałeś! Nikola Nowakowska, dziewczyna, z której ty i twoi koledzy cały czas się naśmiewali i robili wszystko, żeby nie miała normalnego życia!- wybuchnął śmiechem.
-Żartujesz sobie?! Ona była brzydka, gruba. Kujonica w okularkach bez przyjaciół!- nadal się śmiał.
-Mów dalej, z chęcią posłucham sobie jeszcze twoich obelg. Już się w liceum dużo nasłuchałam, ale dawaj.- patrzył na mnie zdziwiony i ilustrował mnie wzrokiem.
-Nie możliwe… to nie możesz być ty!- prychnęłam i weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny będę mieszana z błotem i to przez tą samą osobę…. Czemu musze być aż taka głupia? Po co mu powiedziałam?! Uległam jego niebiańskim oczą…

                                              ****************************
Tak bardzo, ale to bardzo was przepraszam! Pewnie każdy ma już to gdzieś, ma mnie gdzieś i tego bloga, ale wróciłam… Tak ja, która nie potrafi dotrzymać słowa, wróciłam do blogowania. Na pewno nikt już nie czeka na kolejne rozdziały, ale… Właściwie nie wiem co mam napisać. Znowu zawiodłam. Możecie mnie zabić jak chcecie. Rozdział też do bani i krótki. Muszę się znowu rozkręcić w pisaniu. Jeśli chodzi o wasze blogi… Przepraszam, że przestałam czytać i komentować. Spróbuję to nadrobić.
Pozdrawiam serdecznie :*

PS. Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział….